Przedstawiam naszyjnik, który skończyłam przedwczoraj, a zrobienie którego zajęło mi jakiś tydzień. Męczyłam się nie tylko dlatego, że przez moherową włóczkę ciężko przewlekać koraliki, ale sam projekt był na początku inny. Dwa prototypy dały niezadowalające efekty, chyba za bardzo kombinowałam. Dopiero trzecia najprostsza wersja mi się spodobała. Dzięki zastosowaniu zapięcia na pętelkę nadaje się dla osób uczulonych na wszelkie metale. To, że trzeba być niewrażliwym na kontakt włochatej wełny z delikatną skórą dekoltu, to już inna sprawa ;)