Ostatnio zauważyłam, że wiele osób dzierga sznury koralikowe. Do plecionek koralikowych nigdy mnie nie ciągnęło, ale stwierdziłam, że skoro robi się te sznury na szydełku, to mogę spróbować. Spróbowałam i ogarnął mnie prawdziwy szał. Kilka rozpoczętych robótek, turlajace się po biurku małe koraliki (czasem też chrzęszczące pod stopami- chyba czas na odkurzanie;)), koty próbujące atakować kłębki kordonka...
Pleść naumiałam się dzięki świetnemu tutorialowi autorstwa Weraph, ale bardzo dobre wskazówki znajdziecie też w kursie przetłumaczonym przez Crazywool.
A teraz pokażę moje pierwsze koralikowe prace. Zielona prosta bransoletka, na której uczyłam się techniki. Nie jest idealna, ale to chyba nic dziwnego. Za koraliki pieknie dziękuję Biurkowej, która wygrzebała je dla mnie ze swoich dawnych zapasów.

Potem w koraliki zaopatrzyłam się już sama, i w tym miejscu powinno się znaleźć zdjęcie malinowego sznura, jako mojej drugiej pracy, jednak w połowie dziergania zabrakło mi materiału i sznur ów leży niedokończony. Przy okazji nauczyłam się, że teoretycznie te same koraliki (opakowanie, marka, fabryczna nazwa koloru) kupione w dwóch sklepach empiku mogą różnić się odcieniem:] Niezrażona tą przygodą zabrałam się za pracę nr 3. Tym razem postanowiłam poeksperymentować i zamiast kordonka wykorzystałam moherową włóczkę. Tak powstała włochata kolia. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zrobię jej ładne zdjęcia, dzisiaj niestety nie dopisało światło.
Dziękuję wszystkim za uwagę, ciąg dalszy z pewnością nastąpi.